W ostatni weekend września pojechałyśmy na semi, uczyć się pod okiem Pauli
Gumińskiej o przygotowaniu psa do sportowego życia. Jak tylko zobaczyłam, że Paula prowadzi seminaria o takiej tematyce to postanowiłam sobie, że koniecznie muszę na jakimś się pojawić. Wreszcie się udało i jestem przeszczęśliwa! Nie wiem czy kiedyś
wspominałam, ale uwielbiam seminaria z Paulą. Jest zawsze mega ciekawie,
wesoło, pozytywnie i naprawdę wiele można się dowiedzieć. Zawsze po takich
seminariach jestem pełna energii, mam w głowie mnóstwo pomysłów, rozwiązań,
planów i dostaję ogromnego kopa motywacyjnego :)
Plan seminarium na sobotę i niedzielę najpierw wykład, a potem ćwiczenia z psami. Na wykładach było o przygotowaniu psa do sportu, o rozgrzewkach, o stretchingu, o cool down, o rozwijaniu świadomości ciała u psów, ogólnie było tego wszystkiego mnóstwo i jeszcze więcej.
Na ćwiczeniach w sobotę skupiliśmy się na rozciąganiu, dodatkowo Paula trochę obmacała Kati i pocieszyła mnie, że gdzieś pod tym jej tłuszczem są ukryte mięśnie. Trzeba tylko zrzucić zbędne kilogramy, czyli popracować trochę nad Katiową formą. A pracy dużo, bo pieseł ostatnio trochę zaniedbywany. W niedzielę były ćwiczenia na sprzęcie i trochę pomęczyłyśmy kundla. Kilka nieskomplikowanych ćwiczeń, ale mnóstwo powtórek. Było ciężko, a przynajmniej tak myślałam, ale sucz dała radę, a ja wciąż jestem w szoku, chyba nie doceniam jej czasami. Mój mały paker ;)
Plan seminarium na sobotę i niedzielę najpierw wykład, a potem ćwiczenia z psami. Na wykładach było o przygotowaniu psa do sportu, o rozgrzewkach, o stretchingu, o cool down, o rozwijaniu świadomości ciała u psów, ogólnie było tego wszystkiego mnóstwo i jeszcze więcej.
Na ćwiczeniach w sobotę skupiliśmy się na rozciąganiu, dodatkowo Paula trochę obmacała Kati i pocieszyła mnie, że gdzieś pod tym jej tłuszczem są ukryte mięśnie. Trzeba tylko zrzucić zbędne kilogramy, czyli popracować trochę nad Katiową formą. A pracy dużo, bo pieseł ostatnio trochę zaniedbywany. W niedzielę były ćwiczenia na sprzęcie i trochę pomęczyłyśmy kundla. Kilka nieskomplikowanych ćwiczeń, ale mnóstwo powtórek. Było ciężko, a przynajmniej tak myślałam, ale sucz dała radę, a ja wciąż jestem w szoku, chyba nie doceniam jej czasami. Mój mały paker ;)
Ciekawie :)
OdpowiedzUsuńobserwuję :) Pozdrawiam http://labowamania.blogspot.com/