środa, 8 lipca 2015

DCDC Poznań

W ostatnią sobotę czerwca pojechałyśmy do Poznania na DCDC. Pierwszy raz miałam okazję nie tylko oglądać zawody, ale i sama brać w nich udział. Na miejsce dotarliśmy później niż przewidywałam, bo chwilę przed pierwszymi występami startersowymi, na szczęście same występowałyśmy pod koniec więc było jeszcze trochę czasu żeby chwilę odpocząć, pokibicować innym, rozgrzać siebie i psa i zdążyć się zestresować. Im bliżej do naszego występu tym większy ogarniał mnie niepokój czy sucz da radę.
Kati nigdy w życiu nie widziała tylu ludzi i psów w jednym miejscu. Pierwszy raz miała styczność z takimi rozproszeniami, przez co tak naprawdę do ostatniej chwili nie byłam do końca przekonana, czy nasz występ to dobry pomysł. Kati ma różne schizy i strasznie się nakręca, nie potrafi się uspokoić co szczególnie było widać przed naszym występem, gdy rozpierała ją energia i zaczepiała każdego i szczekała. Zamknięta w klateczce również nie odpoczywała, cały czas stała. (eeech to nasze nieszczęsne klatkowanie)
Zanim jeszcze nadeszła nasza kolej wzięłam kundla i rzuciłam mu kilka razy frisbee. Robiło się coraz cieplej, a Kati zapał do pracy maleje wraz ze wzrostem temperatury. Jakie było moje zdziwienie gdy Kati była najarana, skupiała się i aportowała!!! <3 Dla niewtajemniczonych sucz ma spore problemy z aportowaniem.
Byłam taka szczęśliwa faktem, że mój pies jednak potrafi aportować (wolno bo wolno, ale jednak), że już nic nie mogło zepsuć mi humoru.


No i nadeszła nasza kolej, wyszło słońce, Kati dyszała, a mnie ogarnął stres. Wyszłyśmy na pole, rozłożyłam dyski, a Kati podbiegała do publiczności w poszukiwaniu mojego chłopaka. Musiała się koniecznie z nim przywitać. Na treningach kompletnie nie zwraca na niego uwagi, ale po tym jak kiedyś zwiała do niego na treningowych zawodach agility spodziewałam się najgorszego. Pomyślałam sobie tylko, że na bank do niego zwieje i koniec. Przywołałam ją i na szczęście do końca występu była skupiona na mnie. Muzyka ruszyła i zaczęłyśmy nasz skromny i całkiem prosty układ. Z początku Kati rozglądała się i truchtała. W passingu, który na treningach wychodził najlepiej nie złapała 2 rzutów, które były całkiem ładne i do złapania. Potem brzydki over i tak się zestresowałam, że zamiast forehandu wyrzuciłam frisbee byle jak. Oczywiście dysk niezłapany, aż się zaśmiałam w duszy i jakoś w ułamku sekundy zdałam sobie sprawę, że już się nie stresuję tak bardzo. Dalej już jakoś poszło, nie było idealnie i te paskudne overy, na treningach jest zdecydowanie lepiej, ale dałyśmy radę, Kati była skupiona i pracowała i łapała. Ogólnie tylko 3 niezłapane rzuty!! A potem jeszcze tyle pochwał po występie, że ładny debiut, że bardzo dobrze itd. Byłam przeszczęśliwa, debiut udany na 100%. A wyglądało to tak:

 

W oczekiwaniu na wyniki, siedzieliśmy i oglądaliśmy innych, a Kati się położyła i odpoczywała. Wyciszyła się, a ostatecznie nawet przysnęła. Kolejny powód do dumy! I wreszcie pojawiły się wyniki. Po pierwszej rundzie byłyśmy 8/35. Za fristajl dostałyśmy 32,68 pkt. Wtedy to już w ogóle byłam szczęśliwa. Kundel też potrafi jak widać! 


Wiedziałam, że spadniemy po drugiej rundzie, w końcu ja nie rzucam ani dobrze, ani daleko, a Kati aportuje kiepsko, no ogólnie toss jest naszą słabą stroną. Przynajmniej ochłodziło się trochę. Starałam się rzucać bliżej, ale dobrze. Tylko jeden rzut mi nie wyszedł, bo kompletnie się nie skupiłam, ale najważniejsze, że sucz aportowała. Oczywiście musiała też sprawdzić czy Miłosz i Kaja nam kibicują i się z nimi przywitać. Tym samym straciłyśmy sporo czasu. Myślałam, że uda mi się rzucić jeszcze raz, ale przy odliczaniu Kati znowu podbiegła do nich i tym samym udały nam się tylko 4 rzuty, dało nam to 9 pkt. Ostatecznie zajęłyśmy 12 miejsce. Powtórzę się, ale debiut jak najbardziej udany!
I filmik z tossa: