piątek, 29 lipca 2016

Co z nami było jak nas nie było

Regularne pisanie kompletnie mi nie wychodzi, na blogu wieje pustkami. Chociaż w życiu realnym aż tak nudno nie było. Działo się wiele i nie zawsze było to dobre.


Od października zamieszkałyśmy w Łodzi, gdzie ja rozpoczęłam studia i tym samym Kati musiała szybciutko dorosnąć do miastowego życia. Na szczęście nie było to dla niej aż takim wyzwaniem i chociaż mamy nad czym jeszcze pracować to sucz daje sobie radę.
Żyłyśmy głównie spacerami, było trochę frisbee a w planach nawet i agility w jakimś klubie. Wiosną zaczęłyśmy poważniejsze treningi frisbee pod kątem zawodów i było ślicznie, cudownie i w ogóle wspaniale. ALE  wszystko co dobre szybko się kończy i z początkiem kwietnia na ZWYKŁYM spacerze Kati doznała kontuzji. Weterynarz, prześwietlenie i niestety kręgosłup. Ogarnął nas smutek. Kati całe dnie spędzała w klatce, tylko leżała, na nic innego nie miała siły. U weterynarza byłyśmy co drugi dzień, a ja sama w domu robiłam jej zastrzyki. Czas mijał, ale leczenie przynosiło efekty. Po dwóch tygodniach Kati była znów wesoła, ruch miała cały czas ograniczony i wciąż daleko jej było do dnia przed kontuzją, ale przestała być psim smutkiem. Czas leciał i z dnia na dzień zauważałam kolejne postępy, przestałyśmy odwiedzać weterynarza. Dostałyśmy sporo rad i wiele dożywotnich zakazów. Zaczęły się pierwsze spacery bez smyczy, zabawy zabawkami, długie spacery, a potem zabawy z psami. Pod koniec maja po kontuzji nie było żadnego śladu. Zadziwiająco szybko wszystko postępowało w dobrym kierunku. Pojawiły się jakieś nadzieje, na aktywniejsze życie.


W lipcu pojechałyśmy do dr. Bocheńskiej do Wrocławia. Dowiedziałam się wielu nowych rzeczy o kręgosłupie i nie tylko. Ostatecznie Kati jest zdrowa!!! Jedynie musi ograniczyć skakanie, frisbee łapać może, ale w trosce o jej zdrowie pożegnałyśmy się z kilkoma ewolucjami.


Pod koniec kwietnia byłyśmy w Łodzi na seminarium z Patrycją Kowalczyk. Dostałyśmy sporo rad odnośnie pierwszych kroków w obedience i kilka pomysłów na sztuczki. Kati po prawie miesiącu nic nie robienia spisała się na medal, ślicznie pracowała. Pierwszego dnia z emocji rozwaliła niestety klateczkę, bo ona tak bardzo chciała być obok i coś robić, a tu jeszcze biegały pieseczki ;) Drugiego dnia było lepiej, tylko niestety coś strzelało i Kati była przerażona, musiałam ją mieć na oku, a właściwie to ona musiała mieć mnie na oku, żeby być spokojną.




I na koniec, założyłam suczy fanpejdża na fejsie i gdyby ktoś chciał wiedzieć co u nas to zapraszam do lajkowania i obserwowania :) Raczej tam będę pisać coś częściej, a samego bloga mam w planach trochę zmodernizować.
KLIK - FANPAGE


Wszystkie zdjęcia autorstwa Kai Kramek.